

Radio Naukowe
Radio Naukowe - Karolina Głowacka
Wirtuale 2025, Podcast Roku 2024 i 2023, Medal Polskiego Towarzystwa Fizycznego 2024, Popularyzator Nauki 2023, Pop Science 2023 || RN to mądre rozmowy o naszym świecie i nas samych. O próbach zrozumienia rzeczywistości na najgłębszym poziomie. Rozmawiam z naukowcami i naukowczyniami, którzy - fenomenalnie! - opowiadają o swoich badaniach i dziedzinach wiedzy. Dyskutujemy nie tylko o tym CO wiemy, ale też SKĄD to wiemy. Zobacz nasze Wydawnictwo RN: https://radionaukowe.pl/wydawnictwo/ 👉 Zostań Patronem: https://patronite.pl/radionaukowe 👉 Wesprzyj jednorazowo: https://suppi.pl/radionaukowe 👉 Więcej: https://radionaukowe.pl/ 👉 Sprawdź nasze WYDAWNICTWO RN https://radionaukowe.pl//wydawnictwo, audiobooki dla naszej publiczności taniej, skorzystaj z kodu: sluchamRN
Episodes
Mentioned books

May 8, 2025 • 59min
#248 Matematyka, ekonomia i my – czy da się przewidzieć co i za ile kupimy? | prof. Małgorzata Guzowska
– Jednego człowieka bardzo trudno zamodelować, ale grupę osób już tak. Jesteśmy w stanie przewidzieć, z jakim prawdopodobieństwem wybiorą jakieś rozwiązanie – mówi prof. Małgorzata Guzowska z Wydziału Ekonomii, Finansów i Zarządzania Uniwersytetu Szczecińskiego. Rozmawiamy o tym, jaką rolę matematyka pełni w nauce społecznej, jaką jest ekonomia. Sama prof. Guzowska zajmuje się właśnie matematyką w ekonomii, modelowaniem, układami opartymi na równaniach różniczkowych czy różnicowych. To właśnie rozwój matematyki pozwala na tworzenie coraz bardziej złożonych modeli, w których można brać pod uwagę różne czynniki lub zakłócenia (np. wojny, susze). https://suppi.pl/radionaukowehttps://patronite.pl/radionaukoweSporo rozmawiamy o tym, na ile matematyczny opis tego, co widzimy u innych zwierząt (ławice ryb, ptaki w kluczu) można zastosować do naszych zachowań. Jako ludzie obserwujemy swoje najbliższe otoczenie i dostosowujemy zachowanie (przypomnijcie sobie przetrzebione półki w sklepach przed każdym długim weekendem). Ale ekonomia nie jest w stanie prognozować dokładnego rozwoju sytuacji, bo czynnik ludzki wprowadza zbyt wiele chaosu.W odcinku usłyszycie też, jaką wagę mają influencerzy i gwiazdy K-popu, o trudnościach ekonomistów w erze cyfrowej, o tym, czy ekonomista w ogóle musi znać matematykę (zdania są podzielone), a także o mocy tweetów Elona Muska. Odcinek jest siódmy, ostatnim, jaki przywieźliśmy dla Was ze Szczecina z naszej XIV podróży. Wyjazdy po nagrania są możliwe dzięki wspierającym nas słuchaczom i słuchaczkom na Patronite! Dziękujemy!

May 1, 2025 • 1h 16min
#247 Chirurdzy – co czują, gdy od ich decyzji zależy życie człowieka? | prof. Marek Krawczyk
Prof. Marek Krawczyk to ekspert w zakresie chirurgii ogólnej i transplantologii, który wprowadza nas w fascynujący świat przeszczepów wątroby. Podczas rozmowy odkrywa historię pierwszych operacji w Polsce oraz kluczową rolę współpracy między ośrodkami zdrowia. Mówi o emocjach towarzyszących chirurgom, odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji i technologicznych innowacjach w transplantologii. Zmiany w technikach i ponadczasowa siła regeneracyjna wątroby także nie umykają jego uwadze.

Apr 24, 2025 • 1h 12min
#246 Słowiański Wolin – przyciągał zbuntowanych wikingów i kupców z Arabii | dr Wojciech Filipowiak
W Skandynawii epoka Wikingów skończyła się w X wieku wraz z powstaniem państw. Kolejnych 200 lat przetrwała… na Pomorzu. – Południowe wybrzeże Bałtyku jest pogańskie i niepaństwowe jeszcze do XII wieku. W XI-XII wieku wikińskim stylem życia bardziej żyją Słowianie. Duńczycy boją się ich najazdów – mówi mój gość, dr Wojciech Filipowiak z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Spotykamy się w klimatycznej siedzibie Pracowni Archeologicznej w Wolinie. Na poddaszu, w otoczeniu kotów i przy starym drewnianym stole, na rozmawiamy o wczesnośredniowiecznym, słowiańskim Pomorzu i wpływach Skandynawów.***Wspieraj kanał: https://patronite.pl/radionaukoweZobacz nasze Wydawnictwo: https://wydawnictworn.pl/***Wolin to wyzwanie dla archeologów. Najstarsze znalezione na wyspie chaty mogą pochodzić nawet z VIII wieku. Jedna z nich ma kształt łodzi, charakterystyczny dla budownictwa skandynawskiego, wikińskiego. Ale w środku znaleziono naczynia i przedmioty używane przez Słowian. – W Wolinie nic nie jest proste – śmieje się dr Filipowiak. Znaleziska są eklektyczne, podobne do skandynawskich, ale niespotykane w samej Skandynawii. Badacze znaleźli też monety arabskie, a więc miasto musiało zarabiać na handlu z odległymi nawet krainami. – Wolin był wówczas największym miastem na Bałtyku. Nie dużym, nie jednym z większych, największym – podkreśla archeolog. – W szczycie rozwoju Wolin ma około 6,5 tysiąca mieszkańców. Na ówczesne czasy to jest Nowy Jork.Jedną z najbardziej zagadkowych kwestii tego regionu pozostaje Jomsborg. To półlegendarna wikińska twierdza gdzieś u ujścia Odry. – Informacje o tej twierdzy pojawiają się w XIII-wiecznych sagach spisanych w Islandii – opowiada dr Filipowiak. W tekstach sporo jest informacji o tym, jak miała działać twierdza (według surowych, niemal zakonnych zasad), a także o bajecznych przygodach, jakie przeżywali jej mieszkańcy, idealni wikińscy wojownicy. Kwestia Jomsborga do dziś jest dyskusyjna: czy wyidealizowana twierdza jest wyłącznie wytworem literackim, czy miała jednak gdzieś konkretny pierwowzór.Dr Filipowiak argumentuje, że Jomsborg mógł znajdować się na wyspie Wolin na Wzgórzu Wisielców. – Nie Jomsborg tak jak jest opisany dokładnie w sagach, bo to jest bajka na pewno; w sagach piszą o kamiennych bramach, łańcuchach, katapultach i tym podobne. Natomiast mógł to być krótko funkcjonujący garnizon, kontrolujący miasto – wyjaśnia. Dlaczego akurat na Wzgórzu Wisielców? W znanych nam ośrodkach wikińskich nad Bałtykiem, jak duńskie Hedeby czy szwedzka Birka, obok miasta z reguły znajdowała się osadzona na wzgórzu twierdza. – Żeby kontrolować miasto, trzeba kontrolować szlak wodny. I na Wolinie nie ma do tego lepszego miejsca niż Wzgórze Wisielców – tłumaczy swoją koncepcję. Do tej pory większość badaczy oceniała, że Wolin jako osada i Jomsborg to po prostu to samo miejsce.W odcinku usłyszycie też fascynującą historię rodzinną wielu pokoleń archeologów oraz legendę o zatopionym mieście Wineta, dowiecie się, dlaczego Wolin to unikatowa lokalizacja dla badań archeologicznych i dlaczego aż do 1945 roku mieszkańcy Kamienia Pomorskiego mogli za darmo przejeżdżać mostem w Wolinie.Ostatnio szczególnie zakochana w pracy archeologów, paleontologów i w ogóle ludzi nauki w terenie – polecam gorąco!Dr Filipowiak wspólnie z dr Karoliną Kokorą działają na rzecz wpisania Wolina na listę pomników historii oraz światowego dziedzictwa UNESCO.Uwaga! Można wziąć udział w wykopaliskach na Wolinie. Rozpoczną się 7 lipca na terenie dawnego portu przy Srebrnym Wzgórzu. Organizatorzy zapraszają studentów, doktorantów oraz archeologów – zarówno z doświadczeniem, jak i tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z archeologią. Zgłoszenia proszę słać na adres: w.filipowiak@iaepan.edu.plWykopaliska będą otwarte dla zwiedzających. (PS. My się wybieramy)

Apr 17, 2025 • 1h 5min
#245 Koronacja Chrobrego – wczesnośredniowieczna geopolityka Piastów | prof. Grzegorz Pac
Polska tradycja historiograficzna, i to średniowieczna już, nic nie wie o koronacji 1025 roku, my to wiemy tylko ze źródeł niemieckich – mówi (nie ma co ukrywać, dość zaskakująco) prof. Grzegorz Pac z Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Rozmawiamy oczywiście o koronacji Bolesława Chrobrego.To nie znaczy, że tej koronacji nie było. Po prostu dla średniowiecznych polskich kronikarzy dużo ważniejszym wydarzeniem było symboliczne nałożenie korony przez Ottona III podczas zjazdu gnieźnieńskiego. Starania o rzeczywistą koronację utrudniła Bolesławowi śmierć młodego cesarza. Przez kolejnych 25 lat cesarstwem władali ludzie Bolesławowi nieprzychylni. Koronował się dopiero po śmierci Henryka II, kiedy tron cesarski był chwilowo pusty. Nie znamy jednak dokładnej daty dziennej, Wielkanoc 1025 to tylko jedna z możliwych dat.Pewną zagadką jest imię Chrobrego. – Wiemy, że to jest imię Przemyślidów – wskazuje historyk. Boleslav to imię dziadka oraz wuja, krewnych od strony matki – Dąbrówki. Imię po ojcu, Mieszko, odziedziczył dopiero jego młodszy, przyrodni brat. To wskazuje, że Mieszko I jako dziedziców swojego księstwa widział raczej synów drugiej żony Ody, a Bolesław być może miał władać raczej w Czechach (i rzeczywiście władał, ale krótko). Kiedy zmarł Mieszko I, Bolesław wziął sprawy w swoje ręce. W ogóle się przy tym nie patyczkował. – Wszystko wskazuje na to, że przejął pełnię władzy głównie siłą oręża, siłą brutalnej ingerencji – mówi mój gość. Szybko wygnał z kraju macochę i młodszych braci i już w 992 roku był samodzielnym polskim władcą.Z historii kojarzymy go przede wszystkim z dwóch rzeczy: licznych wojen, głównie z niemieckimi panami, oraz zjazdu gnieźnieńskiego i późniejszej koronacji. Wojen toczył rzeczywiście sporo, ale trudno je tak naprawdę postrzegać jako wojny polsko-niemieckie. – Cały bój się miał niby toczyć o naszą suwerenność, a tak naprawdę on się toczy o nasze miejsce w Rzeszy – opowiada prof. Pac. Bo władca Polski był jednym z wielu panów, którzy na własnym terenie sprawowali dość samodzielną władzę, ale i tak mieli nad sobą kogoś, z czyim zdaniem musieli się liczyć: cesarza niemieckiego. Zjazd gnieźnieński i obdarowanie cesarza Ottona III relikwiami św. Wojciecha też miały na celu podbudowanie swojej pozycji w ramach cesarstwa.W odcinku usłyszycie też o żonach Bolesława, o tym, jak surowe prawa może wprowadzić władca, który bardzo chce podkreślać swoje chrześcijaństwo, oraz o tym, dlaczego korona króla Polski okazała się ciężarem.

Apr 10, 2025 • 57min
#244 Genetyka pamięci – bezimienne ofiary totalitaryzmów odzyskują tożsamość | prof. Andrzej Ossowski
Gościem jest prof. Andrzej Ossowski, ekspertem w dziedzinie genetyki sądowej i identyfikacji ofiar totalitaryzmów. Rozmawia o przełomowych technikach pozyskiwania DNA z kości, gdzie zachowane próbki są bardzo ograniczone. Omawia powstanie Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów oraz wyzwania związane z identyfikacją ofiar, w tym współpracę z rodzinami. Eksploruje również, jak nowe technologie mogą odtworzyć wygląd osób na podstawie analizy DNA, przywracając ich tożsamość.

Apr 3, 2025 • 1h 5min
#243 Plastik, a może bioplastik? – czy da się zastąpić tworzywa z ropy? | prof. Sandra Paszkiewicz
Pierwszym tworzywem sztucznym był celuloid. Wynaleźli go bracia Hyatt, a kierował nimi lęk, że na świecie zabraknie… kości słoniowej, a więc klawiszy do fortepianów, kul bilardowych i innych przedmiotów codziennego użytku. Kiedy powstały inne sztuczne polimery, ludzkość zachłysnęła się plastikiem. Lekki, wytrzymały materiał, któremu można nadać dowolny kształt – to był przełom w wielu dziedzinach. – Plastik dla materiałoznawcy jest tak naprawdę cudownym materiałem – opowiada dr hab. inż. Sandra Paszkiewicz, prof. Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technicznego.***Linki do serialu "Próg bólu" na Spotify - https://open.spotify.com/show/3rje2tJUupXjc7epjAchHCna Apple Podcasts - https://podcasts.apple.com/us/podcast/próg-bólu/id1806094116na TOK FM - https://audycje.tokfm.pl/premium/promo/progbolurn***Rozmawiamy dziś o „klasycznym” plastiku z ropy i możliwościach jego zastąpienia. No właśnie, bo pewnych spraw w tym zachwycie nie przewidziano: że plastik naprawdę będzie BARDZO wytrzymały, czyli będzie się niezwykle długo rozkładał. Trudno było też wyobrazić sobie, jak bardzo masowe stanie się to rozwiązanie. – To, co nam najbardziej przeszkadza, to ilość opakowań, która jest wyrzucana i każdego dnia trafia na wysypisko śmieci – tłumaczy prof. Paszkiewicz. Czyli największym problemem jest plastik jednorazowy i to, że wiązania między cząsteczkami węgla są w plastiku tak silne, że nie rozłożą ich żadne bakterie. Część potrafimy zrecyklować (ale robi się przez to droższy, a więc mniej popularny wśród konsumentów), część podlega tzw. recyklingowi energetycznemu (czyli jest spalana, by odzyskać energię – w profesjonalnych spalarniach z filtrami itd., nie w domowych piecach!). Stąd próby stworzenia alternatywy. Najbardziej popularną jest PLA, czyli polilaktyd, biodegradowalny polimer tworzony np. z kukurydzy. Naukowcy eksperymentują z różnymi półproduktami: liśćmi palmowymi, awokado, trzciną cukrową, a nawet syropem klonowym. Kluczowe, by półprodukt był pełen cukru. – Wszędzie, gdzie jest cukier, można by przerobić [na biopolimer], tylko trzeba by zobaczyć, na ile ta produkcja jest wydajna – opowiada materiałoznawczyni. Bo na razie potrzebnych jest 10 ton ziarna kukurydzy, żeby wyprodukować tonę polilaktydu. Do tego trzeba doliczyć koszty wody, środków ochrony roślin, transportu itd. – Ropa naftowa może być na razie niestety bardziej ekologiczna od kukurydzy – wskazuje prof. Paszkiewicz. Ale nie można składać broni: – Chcemy uzyskać taki materiał, który byłby i barierowy, i się rozkładał. I nad tym pracuje m. in. prof. Paszkiewicz razem ze swoim zespołem.Naukowczyni wskazuje też, że trzeba lepiej dobierać opakowania do produktów. – Jeżeli dany materiał dość szybko się rozkłada, to dajmy go do produktów spożywczych, które mają krótki termin przydatności. A nie polistyren, który rozkłada się przez 600 lat, wykorzystujemy do zapakowania serka wiejskiego, którego termin ważności mija po kilku tygodniach.Odcinek powstał w Szczecinie, w ramach XIV. podróży Radia Naukowego. Podróże są możliwe dzięki wspierającej nas społeczności Patronek i Patronów. Tutaj możecie do nich dołączyć: https://patronite.pl/radionaukowe#współpraca

Mar 27, 2025 • 1h 16min
#242 Polacy na Antarktydzie | założyciel stacji Arctowskiego – prof. Stanisław Rakusa-Suszczewski
– Jak to jest mieć przylądek i zatokę swojego nazwiska? – pytam prof. Stanisława Rakusę-Suszczewskiego. Rozmowę nagrywamy w jego mieszkaniu na Starym Mokotowie w Warszawie, przy drewnianym lakierowanym stole. Na ścianach liczne obrazy i mapy, parkiet lekko skrzypi.Istotnie, na Wyspie Króla Jerzego jest przylądek Rakusy, a tuż obok Zatoka Suszczewskiego. – To popełnił prof. Krzysztof Birkenmajer, który robił pierwszą mapę dla tamtego regionu i ponazywał szereg punktów nazwiskami uczestników wyprawy – odpowiada biolog i polarnik, który przez pół wieku jeździł w tereny polarne, głównie do Antarktyki.To prof. Stanisław Rakusa-Suszczewski był inicjatorem, a w 1977 roku również założycielem Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Paradoksalnie do założenia stacji przyczyniła się sytuacja geopolityczna. W latach 70. państwa zachodnie nałożyły m.in. na Polskę restrykcje połowowe, spora flota rybacka stała bezczynnie. Prof. Rakusa-Suszczewski wpadł na pomysł, by połączyć przyjemne (w tym przypadku: badania naukowe) z pożytecznym. Polscy rybacy wyruszyli na południe, by łowić morskie ryby, a na pokład wzięli naukowców badających biomasę kryla.Projekt okazał się takim sukcesem, że przychylono się też do pomysłu wybudowania polskiej stacji. Do jej budowy zaangażowano wojsko (specjalistów oraz trzy tysiące ton sprzętu). Miejsce na wyspie wybrał właśnie mój gość.Z półproduktów zestawiono stację w kształcie litery T, z pokoikami dla załogi, laboratorium, a nawet pokojem chirurgicznym. Zimujący z naukowcami i technikami lekarze pomagali nie tylko załodze, ale też kontuzjowanym w pracy rybakom – czasem do stacji było bliżej niż do lekarza na stałym lądzie. Zdarzyła się nawet operacja ratująca życie, kiedy jednemu z rybaków rozlał się wyrostek. – Operował nasz chirurg, a ichtiolog i mikrobiolog jako pomocnicy – opowiada.Stacja im. Henryka Arctowskiego nadała swój pierwszy komunikat 26.02.1977 roku. Od tego czasu regularnie zimują w niej badacze. Teraz dzięki technologiom takie zimowisko łatwiej znieść, ale początki były trudne. – Ludzie byli odłączeni od świata na 7-8 miesięcy – opowiada profesor. Znosili brak kontaktu z bliskimi, ciężkie warunki atmosferyczne (huraganowe wichry o prędkości 200 km/h), ciągłą ciemność. – Ludzie, którzy spędzają tam czas, zostają przyjaciółmi albo wrogami na całe życie – opowiada. Wie, o czym mówi: niedawno z przyjaciółmi z USA świętował na Zoomie 50. rocznicę wspólnego zimowania w stacji amerykańskiej.W odcinku posłuchacie o znaczeniu badań polarnych, o tym, jak dzięki skrupulatnym obserwacjom zdiagnozowano zmiany klimatu, a także o tym, które nacje lepiej znoszą izolację na stacji, w który dzień w roku świętują załogi wszystkich stacji polarnych i do czego są zdolni naukowcy niepokojeni we własnej jadalni przez turystów.Polecam rozmowę z całego serca. Pan profesor to człowiek ulepiony z zupełnie innej gliny i słuchanie go jest jak wspaniała wycieczka w historię polskiego polarnictwa.Naukowe CV:- Magisterium na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie badań realizowanych na Spitsbergenie, 1961 r.- Doktorat na Wydziale Oceanografii i Rybactwa Morskiego WSR w Olsztynie, rozprawa dotyczyła planktonu i zależności pokarmowych na Morzu Północnym, 1968 r.- Współorganizował 29 wypraw na Stację i 5 wypraw morskich do Antarktyki, kierował pięcioma wyprawami morskimi PAN/MIR na statku „Profesor Siedlecki”.- Od 1968 roku pracował naukowo i organizacyjnie w Antarktyce, na stacjach radzieckich oraz amerykańskiej McMurdo (tam dwukrotnie zimował), badania przyniosły mu w 1975 roku habilitację w Instytucie Biologii Doświadczalnej PAN im. M. Nenckiego.- Na przełomie 1976/77 r. zorganizował i pokierował wyprawą, która założyła polską stację im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego w Zachodniej Antarktyce; prace naukowe ruszyły w 1980 r.- W latach 80. doradzał Brazylii podczas budowy statku badawczego i stacji antarktycznej oraz przy budowie hiszpańskiej stacji Juan Carlos I.- Wspólnie z profesorami Romualdem Klekowskim, Leszkiem Kuźnickim i Adamem Urbankiem powołał Komitet Badań Antarktycznych PAN, przekształcony później w Komitet Badań Polarnych PAN.- Współorganizował 29 wypraw na Stację im. Arctowskiego i 5 wypraw morskich do Antarktyki.- Nagrodzony m. in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.Na podstawie materiałów prof. Rakusy-SuszczewskiegoKolaż na miniaturze: nasz gość na stacji Wostok, w tle stacja Arctowskiego w 1984 roku, Armando C. L. Genta, wikimedia.

Mar 20, 2025 • 1h 14min
#241 My i oni – dlaczego neandertalczycy wyginęli, a homo sapiens przetrwali? | prof. Małgorzata Kot
Ludzie współcześni przez tysiące lat żyli równolegle z innymi hominidami, np. znanymi chyba wszystkim neandertalczykami (ale nie tylko). Nie żyliśmy w jednych grupach, ale na pewno się spotykaliśmy, a przez jakiś czas również się z nimi krzyżowaliśmy. Potem przestaliśmy (to zresztą bardzo ciekawe dlaczego, o czym niżej), ale raczej nie oznaczało to wrogości, nie mamy żadnych znalezisk świadczących o obopólnej agresji. Dzięki dostępności badań genetycznych nasza wiedza o innych hominidach gwałtownie się poszerzyła w ciągu ostatnich 20 lat. O aktualnym stanie wiedzy i niesamowitych perspektywach rozmawiam z prof. Małgorzatą Kot z Wydziału Archeologii UW, która za parę miesięcy ponownie wyrusza do Azji Centralnej, w wysokie góry zachodniego Tienszanu i Pamiro-Ałtaju, by tam szukać śladów relacji ludzi współczesnych z innymi hominidami, tym razem w projekcie finansowanym z grantu ERC Consolidator Grant.Od dawna wiemy, że człowiek współczesny wyewoluował w Afryce i stamtąd wywędrował na inne kontynenty. Genetyka mówi nam więcej: wyjść było kilka. Pierwsze trzy populacje, które dotarły do Europy, po prostu wymarły. My jesteśmy potomkami tej czwartej. Nasi przodkowie poradzili sobie w lodowatej Europie, choć byli przystosowani do warunków afrykańskich. – Brak morfologicznego dostosowania nadrobiliśmy kulturowo – opowiada badaczka. Czyli nauczyliśmy się, jak się ubrać, jak polować i jak mieszkać, by przeżyć. Dość szybko straciliśmy ciemny pigment, częściowo w wyniku ewolucji, a w dużej mierze dzięki krzyżowaniu się z neandertalczykami.Tajemnicza sprawa jest taka, że wcale nie trwało to długo. – Wiemy, że my z neandertalczykiem krzyżowaliśmy się tak naprawdę bardzo krótko, to było jakieś 4-5 tysięcy lat – mówi prof. Kot. A przecież spotykaliśmy się o wiele, wiele dłużej. Hominidy wędrowały w grupach rodzinnych po 8-10 osób. W grupach liczyło się pochodzenie „po mieczu”, mężczyźni byli ze sobą genetycznie spokrewnieni, a córki odchodziły do innych grup. Nie wiemy, jak to dokładnie przebiegało, ale pojedynczej kobiecie na pewno trudno byłoby przeżyć samotnie, więc do wymian musiało dochodzić przy okazji spotkań grup. – Myślę, że każde spotkanie z grupą ludzką było wtedy wartościowe, czy to byli neandertalczycy, czy denisowianie – tłumaczy badaczka. To była szansa na wzbogacenie puli genetycznej. Co ciekawe, nie znaleziono ani jednych szczątków neandertalczyka z genami ludzi współczesnych. Przypuszcza się, że kobiety ludzi współczesnych nie były w stanie urodzić dziecka neandertalczyka – to były dzieci większe, z dużo większą głową. Są też dowody na krzyżowanie się neandertalczyków z denisowianami, a stan wiedzy zmienia się z każdym nowym znaleziskiem.W odcinku usłyszycie też, jak się przygotować do badań w górach Uzbekistanu, dlaczego prof. Kot wierzy, że znajdzie tam ślady denisowian (byli genetycznie dostosowani do życia w wysokich górach!) i dlaczego to inne populacje wyginęły, choć my też byliśmy na granicy wymarcia. Jestem totalnie zafascynowana tym tematem (i panią profesor!) Polecam gorąco!

Mar 13, 2025 • 1h 30min
#240 Żegluga na Bałtyku – jak wyglądało życie nowożytnych marynarzy? | prof. Radosław Gaziński
– To było nie tylko mycie pokładu, jak to się najczęściej pokazuje, ale ciężka praca z żaglami. Przy zmiennych wiatrach trzeba było bez przerwy je nastawiać, poluźniać, napinać… – opowiada o prof. Radosław Gaziński z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Szczecińskiego. W Szczecinie, niegdyś kluczowym porcie Królestwa Prus, rozmawiamy o życiu bałtyckich marynarzy w nowożytności.Marynarze wypływający Szczecina i innych pomorskich portów raczej nie pływali daleko. Najczęstsze były trasy po Bałtyku (kilka dni np. do Kopenhagi lub Sztokholmu), po Morzu Północnym (np. do Amsterdamu), najdalej zahaczano o Atlantyk na trasie do Bordeaux. Praca marynarza była sezonowa, z przerwą zimową mniej więcej od połowy listopada do początku lutego.Żeglarstwo uważano za cech, zresztą jeden z bardziej otwartych. – Jak na cechy i ograniczenia cechowe w miastach nowożytnych to była dosyć otwarta droga – opowiada historyk. Marynarzem mógł zostać nawet prosty rybak. Ważna była siła fizyczna i brak lęku wysokości. Jeśli marynarz miał dodatkowo jakieś uzdolnienia, tym lepiej. Dobrze gotujący mógł zostać na statku kucharzem i uniknąć ciężkich prac na pokładzie (ale odpowiadał za ewentualny pożar). Była też ścieżka awansu: pomocnik sternika, sternik, szyper, czyli odpowiednik kapitana. Szyper musiał już umieć czytać i pisać (po niemiecku, w głównym języku morskich miast hanzeatyckich), zdawał też egzamin przed lożą szyprów.Skoro rejsy krótkie, to nie groził marynarzom szkorbut czy wysadzenie na bezludnej wyspie. Ale Bałtyk też miał swoje niespodzianki. To płytkie morze, przez co łatwo było się rozbić o ląd nawet przy wchodzeniu do portu, a podczas sztormów szalały krótkie, niebezpieczne fale. – Wybrzeża Bałtyku, nawet południowego, są usiane wrakami statków. Tych zatonięć było sporo – mówi historyk.Szyper był odpowiedzialny za przewożony ładunek: jeśli był źle zabezpieczony i zniszczył się, zamókł lub utonął, odpowiadał przed wynajmującym go kupcem. Trzeba było też uważać na floty kaperskie, półpiratów wynajmowanych przez… władców państw bałtyckich. Zwłaszcza w czasie konfliktu wojennego kaprowie lubili nękać floty innych państw, a zyskami dzielili się ze zleceniodawcą.Co ciekawe, w Rzeczpospolitej Bałtyk raczej nie rozpalał wyobraźni. Spośród władających Polską królów o potędze morskiej śnił tylko Zygmunt August (ale jego plany zakończyła przedwczesna śmierć) i królowie elekcyjni z dynastii Wazów – wiadomo, Szwedzi. Oni spotkali się z oporem szlachty, która w silnej flocie widziała niebezpieczne wzmocnienie władzy królewskiej. – Szlachta zupełnie nie rozumiała morza – opowiada prof. Gaziński.W odcinku posłuchacie też o złotej erze żeglarstwa pomorskiego, o tym, kto mógł zostać nazwany Jonaszem, o tym, że statek to kobieta (i bywa zazdrosna), ale też o pasztecikach (okazuje się, że radzieckich) i paprykarzu jako szczecińskich słupach tożsamościowych.Odcinek powstał podczas XIV. podróży Radia Naukowego do Szczecina.

Mar 6, 2025 • 1h 21min
#239 Historia i tożsamość Pomorza – dziedzictwo, które powinniśmy odkryć | dr Paweł Migdalski
Niewielkie, ale silne państwo, z dobrze rozwiniętą gospodarką, bo ma porty i leży u ujścia wielkiej rzeki. Według naukowców w żyłach każdej panującej rodziny królewskiej w Europie jest nieco krwi dynastii z tego kraju. Brzmi jak Holandia, a tymczasem mowa o Pomorzu. O wyjątkowym miejscu, gdzie splatały się wpływy polskie, połabskie, niemieckie, szwedzkie i duńskie, oraz o władających Pomorzem Gryfitach rozmawiam z dr. Pawłem Migdalskim z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Szczecińskiego.W szkole uczono nas, że Mieszko I podbił Wolin i Pomorze, a kluczowa dla tego procesu była bitwa pod Cedynią. O Cidini pisze niemiecki kronikarz Thietmar, jednak przedstawia tę opowieść jak biblijny moralitet, bez konkretów. Pisze, że zły graf Hodo napadł na dobrego Mieszka, chrzciciela Słowian, i został za to ukarany pod Cidini. Aktualnie historycy wskazują jednak, że polska Cedynia to mało prawdopodobna lokalizacja. Wątpią też, czy opisane przez Thietmara zdarzenie to bitwa. – Może bunt, może wycięcie jeńców, raczej nie bitwa – opowiada dr Migdalski. Nie ma więc silnych poszlak na panowanie Mieszka na Pomorzu. – Za Bolesława Chrobrego mamy biskupstwo w Kołobrzegu i to jest konkret – dodaje mój gość. Chrobry był z pewnością władcą formatu europejskiego, zachowały się ślady jego korespondencji z wielkimi tych czasów. Nie ma jednak ani źródeł pisanych, ani dowodów archeologicznych na to, by panował na zachód od Parsęty, która uchodzi do Bałtyku w Kołobrzegu.W XII wieku Pomorze podzielone było na wiele miniaturowych państewek. Pod naciskiem militarnym ze strony Polski Bolesława Krzywoustego państewka jednoczą się w księstwo pomorskie. Jego pierwszym udokumentowanym władcą był Warcisław I, który na początku XII wieku zaczął 500-letnie panowanie Gryfitów na tronie pomorskim. Podpisał z Krzywoustym układ trybutarny, wiążący dwa niezależne państwa więzią o charakterze podporządkowania. Powiązanie z polskim królestwem przyniosło na Pomorzu ważną zmianę: w 1124 roku przybyła do Szczecina misja chrystianizacyjna pod kierownictwem św. Ottona, biskupa Bambergu. Chrześcijanin Warcisław staje się pomazańcem, władcą nadanym przez boga. Władza Gryfitów trwa pomimo zawirowań historycznych. Po zerwaniu relacji z Polską księstwo pomorskie wchodzi w skład Cesarstwa Niemieckiego, przez jakiś czas zwierzchnikami lennymi Gryfitów są królowie Danii. Rządy Gryfitów kończy prawdopodobnie… brak higieny i dbałości o zdrowie. Od 1600 roku umiera około 20 ostatnich Gryfitów, a w 1637 roku ostatni książę z rodu, Bogusław IV. Pomorze zostaje podzielone między Szwecję a Brandenburgię, a winą za upadek dynastii obarcza się szlachciankę Sydonię von Borck – jeden z Gryfitów złamał jej serce, na co miała zapowiedzieć, że jego dynastia wkrótce wyginie. Dla Sydonii skończyło się to koszmarnie. Jak? Posłuchajcie odcinka. W nim również o tym, jak współcześnie Pomorze Zachodnie pracuje ze swoim dziedzictwem, dlaczego znajdziecie tam mnóstwo kościołów z połowy XIII wieku oraz jaki kluczowy traktat wojny trzydziestoletniej został podpisany na Pomorzu.Odcinek powstał podczas XIV. podróży Radia Naukowego do Szczecina. Chwała Wam, Patroni! Podróże są możliwe dzięki Wam!