Zen Jaskiniowca – zrozumieć i wcielić

Zen Jaskiniowca – zrozumieć i wcielić
undefined
Jun 5, 2015 • 11min

O byciu między młotem a kowadłem

Chińczycy mają to swoje życzenie-przekleństwo: "Obyś żył w ciekawych czasach." Akurat żyjemy. W dodatku nasza sytuacja - jako tego gatunku - jest również pod względem ciekawości bardzo perwersyjna. Otóż a mianowicie ponieważ... Tak się jakoś dziwnie złożyło, że jesteśmy gatunkiem, który ma tak zwaną świadomość. Ja wiem, że czasami trudno to zobaczyć w twarzach i czynach innych ludzi, ale jednak. Świadomość, w wielkim skrócie, oznacza, że zdajemy sobie sprawę ze zjawisk zewnętrznych oraz zjawisk wewnętrznych - takich jak własne myśli. W wielkim skrócie, świadomość oznacza, że zdajemy sobie sprawę. I supcio. Ale teraz, do świadomości, musimy dodać jeszcze samoświadomość, czyli fakt, że zdajemy sobie sprawę z faktu, że zdajemy sobie sprawę. Samoświadomość oznacza, że jesteśmy świadomi tego, że jesteśmy świadomi, czyli wiemy, że wiemy. Bardzo fajna opcja... ... z tym, że nie do końca. Z biologicznego punktu widzenia, jesteśmy tym, co Dawkins w "Samolubnym genie" nazywa maszynami przetrwania. Chodzi o to, żeby przekazać swoje geny. Czyli, z biologicznego punktu widzenia, przeżycie w celu rozmnażania i zapewnienia przeżycia swojemu potomstwu jest celem naszej tu bytności. Mało romantyczne, wiem, ale mamy przecież romantyczne komedie, jako cukier do herbaty. Problem, dość poważny, polega na tym, że nasza świadomość i samoświadomość, jakkolwiek cudne by nie były, stanowią poważny kłopot. Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy świadomi tego, że umrzemy. Każdy z nas. W dodatku umrą wszyscy nam bliscy. I nasze dzieci i dzieci naszych dzieci. Generalnie, można by powiedzieć - perspektywa nieco nihilistyczno-chujowiutka. W każdym razie nie nastraja to jakoś szczególnie optymistycznie. Problem z tym nie-optymistycznym nastrajaniem jest taki, że stoi to to w sprzeczności z byciem genową maszyną przetrwania. Ludzie z depresją nie chcą się bzykać. Jakoś tak już mają. I dlatego pojawiły się 2 cudowne mechanizmy, na których opiera się cały ten nasz radosny burdelik. Te dwa mechanizmy są na dobrą sprawę dwoma stronami tej samej monety. Jeden umożliwia istnienie drugiego i wzmacnia jego działanie. Pierwszy z nich to instynkt wyparcia. Drugi z nich to instynkt wiary. Zwróć uwagę swoim kaprawym oczkiem, że użyłem słowa instynkt, bo mamy wiele dowodów, że dokładnie tak jest. To nie jest jakiś tam wyuczony mechanizm. To jest mechanizm biologiczny, nam wrodzony. O tym, że to instynkt mówią głośno - niektórzy - biolodzy, genetycy, antropolodzy, lekarze, psycholodzy - i co najważniejsze, ja też to mówię. Bo widzisz, razem ze świadomością nieuchronnej śmierci - w każdej chwili dodajmy, bo nikt nie daje Ci gwarancji, że dożyjesz setki - rodzi się wewnętrzny terror. Bardziej po polsku to będzie wewnętrzna trwoga. Można zwariować albo skurczyć się w sobie ciągle oczekując, że za chwilkę może trafić Cię szlag. Mało to funkcjonalny stan ducha i umysłu. I tu do gry wchodzi wyparcie - usuwamy te myśli ze świadomości, żeby jakoś funkcjonować. Im bardziej wypierasz, tym łatwiej żyć. Dlatego neurotycy tak bardzo zazdroszczą tępakom. Uszkodzenie mechanizmu wyparcia i masz depresję. Nie mówię o melancholii i pizdowatości, którą dziś nazywa się depresją, żeby sprzedawać leki i dać radość cierpiącemu, bo ma modne schorzenie. Mówię o prawdziwej klinicznej depresji. Jest teoria (i się mie podobuje), że ludzie z depresją to ludzie, którzy zobaczyli świat takim, jakim on jest naprawdę - z naszą nagą bezradnością, targani przez siły większe od nas jak szmaciana lalka podczas tajfunu, ten brak sensu i ogólne poczucie pustki i beznadziei. Jak widać, dostrzeganie prawdy niekoniecznie musi wychodzić na zdrowie, więc uważaj czego pragniesz, bo możesz to dostać. Drugim mechanizmem, który chroni nasze kruche ciałka i umysły jest mechanizm wiary - od wiary religijnej po optymizm, który w skrajnej formie nazywa się chciwością. Bo widzisz, co by nie mówić, jesteśmy serio bardzo optymistycznym gatunkiem. Te wszystkie pajace, których zdrapują z drzew,
undefined
Mar 23, 2015 • 11min

O tym, że życie NIE jest fair (ale tylko od zawsze)

Musisz zaakceptować ewentualność, że Bóg cię nie lubi, nigdy cię nie chciał i prawdopodobnie cię nienawidzi - Fight Club Powyższe założenie zakłada, że Bóg istnieje. My poczynimy tu założenie bardziej szerokie i bezpieczne - istnieje albo Pan Bóg albo Pani Natura. Żeby było łatwiej - umownie - nazwijmy Jego/Ją Siłą Wyższą albo Drugą Stroną. Z poprzedniego postu, z dokładniej ze słów Wernera Erharda wiesz, że życie jest puste (bez nadanych znaczeń), idealnie neutralne czyli idealnie obojętne. Na dobrą sprawę życie jest tak samo obojętne jak śmierć. Dostajesz ten dar bez proszenia - ale nawet błagania nie pomogą, żeby je przy sobie utrzymać. W skrócie, życie toczy się swoim obojętnym torem i przemieli wszystko co po drodze. A my nadajemy temu znaczenia, szukamy głębszego sensu i zabarwiamy to wszystko moralnymi i emocjonalnymi osądami. W wielkim skrócie, jesteśmy dosyć zabawnym i pociesznym gatunkiem. I to oczywiście nie stanowi jakiegoś większego problemu, dlatego, że jesteśmy jacy jesteśmy i to pozwala nam na dużo więcej niż innym gatunkom. Coś za coś. Jednak mamy jeden problem, który kończy się kłopotami lub tragedią - na szczęście tylko zawsze. Używając języka religijnego - tym czymś jest grzech pychy. Używając języka ewolucji - jest tym stosowanie strategii niestabilnych ewolucyjnie. Pójdź na wolny oddział onkologiczny, kardiologiczny, diabetologiczny albo internistyczny - w większości przypadków zobaczysz tam grzech pychy. Ludzi, którzy w całej swojej arogancji (niewiedza jest również formą arogancji) myśleli, że zasady nie obowiązują. Ludzi, którzy sądzili, że mogą robić co chcą, jak chcą i kiedy chcą. Że nie są malutką częścią większej, opartej na pewnych zasadach całości. Że można oszukać System. Otóż - nie można. Otóż są w tej zabawie dwie strony - jesteśmy my (ludzie) oraz jest Druga Strona. Druga Strona była tu już przed nami i będzie po nas. I stworzyła ona pewne zasady. Jakkolwiek tragicznie by to nie brzmiało, ani Rafał Mazur ani (tu przeczytaj swoje imię i nazwisko) tych zasad nie zmienią. Za to musimy ich przestrzegać - jeśli chcemy tu jeszcze troszkę być. Dowcip polega jednak na tym, że nawet poznanie tych zasad i przestrzeganie ich niczego nam nie gwarantuje. Bo wygląda to tak, że my musimy zasad przestrzegać a Druga Strona nie musi. System, ostatecznie, działa przeciwko nam. Ludzie, którzy robili ze mną coaching wiedzą, że podstawą tego co robię jest założenie, że: życie nie jest fair nie ma żadnych gwarancji To dwie mantry (plus kilka innych), które  przekazuję każdemu. Mamy tylko wąskie widełki, które mogą zapewnić nam sukces (chociażby pod względem biologicznym) ale nawet stosowanie się do nich nie daje nam żadnej gwarancji. Patrz - małe dzieci w finalnym stadium choroby nowotworowej. Trudno zarzucić im - w przeciwieństwie do kogoś, kto całe życie chlał, palił i żarł - że sobie czymkolwiek zasłużyły. Ale te wąskie widełki to jedyne co mamy. Jedyne co nam zostało, to zarządzać ryzykiem - jako, że ryzyka uniknąć się nie da. Jeśli jesteś z Warszawy, szczególnie latem, kiedy jest ładna pogoda, proponuję przejechać się na Ursynów i przejść się do Centrum Onkologii. Właściwie nie DO - wystarczy POD. A tam, pod drzwiami, przywitają Cię ludzie w szlafrokach, z kroplówkami na stojakach i papierosem w ustach. Nawyki i instynkt wyparcia czynią cuda, jak widać. Każda osoba z nadwagą - grzech pychy. Każda osoba nadużywająca substancji psychoaktywnych (alkohol, narkotyki, leki), w celu zmiany nastroju lub percepcji (i która sądzi, że akurat jej się na dłuższą metę uda) - grzech pychy. Ludzie ci nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć - że włączają do gry siły dużo silniejsze od nich samych. Że są absolutnie bez szans. Nathaniel Branden, gość od poczucia własnej wartości (i jeden z niewielu "guru", których z którym warto się zapoznać), miał swoją ulubioną mantrę: Nikt nie nadejdzie - w sensie, że zbawienie nie nastąpi, nie przyjedzie rycerz na rumaku i nie wybawi. Jesteś w tym sam(a), więc się ogarnij.
undefined
Jan 27, 2015 • 9min

O 4 jeźdźcach apokalipsy i zostaniu Magikiem

Kiedy wartości są jasne, decyzje są łatwe Tak mawia Dan Pena, który ma głupio-fajny sposób rzucania takich perełek od niechcenia, bez wyjaśniania, dlatego bardzo często przelatują niezauważone, wśród jego krzyków, bluzg i poniżania. Więc jakie są Twoje świadome wartości? Tylko błagam, bez: Bóg, Honor, Ojczyzna. Jest to taka sama odpowiedź jak na pytanie ile pieniędzy chcesz mieć - milion dolarów. Pytam o prawdziwe, przemyślane wartości - o to co Twoje a nie o to, co wtłaczali Ci rodzice, ksiądz, polityk, prawnik czy profesor. I oczywiście, jako, że to Twoje wartości nie powinienem się do nich wtrącać - dlatego to zrobię :) Zasugeruję co-nie-co. Po co wartości? Po to, że będąc świadomym swoich wartości, czyli tego jak postrzegasz świat i tego co jest dla Ciebie najważniejsze, możesz świadomie koncentrować się na tym co masz robić. Powiem ładniej - możesz działać z premedytacją. Premedytacja to jak najbardziej pozytywne słowo! Oznacza świadome działanie mające na celu osiągnięcie założonego rezultatu. Christopher Hyatt powiedział kiedyś, że: Magia to dla mnie określenie celu i znalezienie sposobów jego osiągnięcia. Chcesz być Magikiem? Według mnie - niezależnie od tego czego chcesz od życia, łańcuszek wygląda tak: Świadomość swoich wartości > działanie z premedytacją > po to, by osiągnąć maksimum swojego potencjału (być najlepszą wersją siebie samego) > oraz najwyższą jakość życia. A teraz zobaczmy jak NIE osiągnąć pełni potencjału i najwyższej jakości życia. Świetnym sposobem jest strach przed zmianą. Jakoś tak się dziwnie w życiu składa, że żeby nastąpiła zmiana, trzeba coś zmienić. Ludzie uważają, że zmiana jest procesem twórczym. Bo jest. Ale zmiana jest też dezintegracją - a to oznacza strach, ból, niepewność i dyskomfort. Strach, ból, niepewność i dyskomfort  to 4 jeźdźców apokalipsy. Twoje życie JEST i BĘDZIE wprost proporcjonalne do tego, jak dobrze sobie w ich obliczu radzisz. A teraz mała zagadka. Co łączy wszystkie wielkie religie (a już bez wątpienia świętą trójcę czyli judaizm, chrześcijaństwo i islam ale i buddyzm), systemy totalitarne (komunizm, nazizm, faszyzm) czy większość systemów terapeutycznych z psychoanalizą na czele? Ich wspólny mianownik to strach przed cierpieniem. Ksiądz, polityk i terapeuta posługują się tym samym narzędziem co sprzedawca używanych samochodów: obietnicą (koniec z cierpieniem!) i gwarancją (prawo ziemskie, boskie czy nauka). Wszystko po to, byśmy pełni nadziei usunęli sprzed przerażonych twarzy 4 jeźdźców apokalipsy. Oczywiście problem polega na tym, że gwarancji nie ma i być nie może - a im bardziej jej szukamy, tym większymi niewolnikami się stajemy. Im bardziej poszukujesz gwarancji, tym łatwiej Tobą manipulować. Bo manipulować można tylko kimś, kto czegoś potrzebuje. Strach, ból, dyskomfort i niepewność są PEWNE. Są i będą stałym elementem ludzkiej kondycji. Nie ma od nich ucieczki - innej niż w jeszcze więcej strachu, niepewności, dyskomfortu czy bólu. Im odważniej spojrzysz na ten fakt, tym więcej wolności i kontroli masz szansę doświadczyć. Poddanie się świadomości, że od cierpienia nie da się uciec niesie wzmocnienie. Nie ma w tym żadnego paradoksu, dlatego że w Naturze paradoksy nie występują. Natura po prostu JEST - a my tworzymy swoje mapy i jeśli jedna mapa nie za bardzo pokrywa się z inną mapą mówimy - paradoks. A to nie paradoks. To życie. Najlepszym rozwiązaniem - jakie ja znam - jest propozycja niejakiego Friedricha Nietzsche. Brzmi ona: Powiedź życiu TAK! Nietzsche, który był bardziej psychologiem-filozofem niż filozofem ma na myśli to: nie uciekaj przed niczym. Przywitaj to. Wszystkie barwy. Spójrz prosto w twarz i Pięknej i Bestii. Przestań bać się cierpienia. To Cię osłabia i wzmacnia tych, którzy ten strach wykorzystują do swoich celów - posługując się swoimi wartościami. Wyczekuj 4 jeźdźców apokalipsy tak, jak w bejsbolu gość z kijem wyczekuje piłki: patrz prosto w jej kierunku i GRAJ ŻEBY WYGRAĆ. Z entuzjazmem i agresją - weź zamach i celuj w publiczn...
undefined
Jan 23, 2015 • 12min

O ambicji, poświęceniu i równowadze

Można lubić Ayn Rand lub nie, ale sukces, który odniosła jest astronomiczny. Przypomina mi nieco historię Arnolda. Wyjeżdża z po-rewolucyjnej Rosji do USA - żadnych umiejętności językowych, żadnych konkretnych znajomości. Zupełnie inny kraj, zupełnie inna kultura. Nie zna angielskiego - więc postanawia zostać pisarką. Pierwsze scenariusze, potem powieści. Koniec końców - jest kultowa autorką i twórcą własnego nurtu filozoficznego (obiektywizmu). A teraz zobaczmy, co mówiła sama do siebie, żeby trafić tam, gdzie trafiła: Koncentracja! Naucz się doceniać działania i wysiłek. Zrozum, że ten rodzaj pracy jest specyficzny i wymaga specyficznego stanu umysłu, innego niż przy nic nie robieniu. Nie da się pisać robiąc jednocześnie coś innego. W końcu, żyjesz dla działania czy dla odpoczynku? Przestań się tak podziwiać - wciąż jesteś nikim. Musisz wiedzieć jak kontrolować swoje nastroje i umysł. Być panem absolutnym siebie samej i swojego umysłu. Jak chcesz przewodzić innym, skoro nie przewodzisz swojemu umysłowi? Sekret życia: masz być czystą siłą woli. Wiedzieć czego chcesz i robić to. Mieć świadomość, minuta po minucie, co robisz i dlaczego. Absolutna siła woli, absolutna kontrola. Wszystko inne poślij w diabły! Bądź tyranem - żadnych kompromisów z samą sobą. Rób wszystko totalnie (cała sobą). (...) Od teraz - żadnej myśli o sobie, myśl jedynie o pracy. Jesteś tylko maszyną do pisania. I nie przestawaj, dopóki autentycznie i szczerze wiesz, że więcej już nie możesz. Ayn Rand - The Journals of Ayn Rand. To jest zapis jej wewnętrznego dialogu - przelanego na papier. Notatka do siebie samej. A teraz powiedz mi - brzmi jak ktoś, kto w życiu szuka równowagi? Kto szuka balansu - cokolwiek by to miało znaczyć? Kto postanawia poczekać, aż pojawi się motywacja albo posłuchać Tony Robbinsa? Kto, jak przystało na artystę "nawiązuje bliższy kontakt ze swoją emocjonalną stroną istnienia"? Jak ktoś, kto stosuje 4-ro godzinny tydzień pracy? Bo dla mnie brzmi jak ktoś, kto idzie na wojnę. Dla mnie brzmi jak ktoś, kto nie bierze żadnych zakładników. Jak ktoś, kto pali mosty i wszelką drogę odwrotu. Nie znam nikogo, powtarzam, nikogo, ani osobiście ani z lektur, kto wybił się ponad przeciętność szukając równowagi i spokoju. Nie znam i nigdy nie poznam, bo to niemożliwe. "Życie jest po to, by się cieszyć każdą chwilą", "Nie pracuj tak ciężko, bo się wypalisz", "Zachowujesz się jakbyś miał obsesję, to nie jest normalne". No jasne, że nie jest. Bo tylko nieliczni są wybitni, więc jak można mierzyć ich miarą miernot i przeciętniaków? Jeśli otaczający Cię ludzie nie mówią, że coś z Tobą nie tak, że zachowujesz się nienormalnie, że masz obsesję - to znaczy, że Twoje myślenie i działanie jest przeciętne. Jeśli Cię chwalą - masz pewność, że jesteś im równy. Jeśli Cię rozumieją - marnujesz potencjał. Przeczytaj jeszcze raz słowa Rand - czy widzisz tu gdzie użalanie się nad sobą? Widzisz poszukiwanie relaksacji? Zen? To jest jeden z największych błędów jaki robią ludzie starając się zarządzać swoim stanem emocjonalnym. Szukają spokoju czy relaksacji zamiast zwiększać odporność na presję, strach, krytykę czy konfrontację. Szukają ucieczki zamiast zaprawiać się w boju. Im bardziej łakniesz bezpieczeństwa, tym mniejsza szansa, że je odnajdziesz. Osłabniesz i zesrasz ze strachu w samym wyczekiwaniu. Zeżre Cię niepokój. No ale dobrze, powiesz, ale ona miała cel, miała ambicje - a ja nie mam. A ja Ci powiem, że nie wierze. I że wierzę w to, że jesteśmy gatunkiem zdobywców i odkrywców (spójrz na małe dzieci - jakie są ekspansywne). Że większość dzisiejszych neuroz  i rozpieprzenia wynika z tego, że żyjemy zbyt bezpiecznie. Że żyjemy za bardzo głową. Że intelektualizujemy emocje, zamiast je czuć. Czuć je to dla nas za mało - musimy je oceniać. Dodajemy warstwy - zamiast zauważyć, że czujesz strach, "wiesz", że czujesz i że strach jest zły, więc źle, że go czujesz, więc "musisz" źle czuć się z tym, że go czujesz, bo strach jest zły i jest powodem do tego,
undefined
Jan 11, 2015 • 16min

O szkodliwości współczucia i litości

Kiedy mówię na głos, że jedną z najważniejszych cech - dla każdego, kto chce cokolwiek osiągnąć - jest bezwzględność, ludzie patrzą na mnie jak na psychopatę i Adolfa Hitlera coachingu. Kiedy mówię o tym, że litość i współczucie to szkodliwe stany emocjonalne - ci sami ludzie są pewni, że ponownie otworzę obozy koncentracyjne. Sprofanujmy zatem w radości ten judeo-chrześcijański mit użyteczności miłosierdzia poprzez litość i współczucie. Kiedy mówimy o współczuciu - w samym słowie jest już fakt, że czujesz (a raczej sądzisz, że czujesz, jeśli mamy być nieco bardziej precyzyjni) to co ten, komu współczujesz. Mówiąc inaczej - jednoczycie się np. w rozpaczy. Ponieważ czujecie się dokładnie tak samo (jak się wam wydaje) na dobrą sprawę jedno z was staje się zbędne. Emocjonalnie przytakuje. To jak w tym bezmyślnym powiedzeniu, że udany związek to dwie połówki - co sugeruje, że jedno jest półdupkiem i drugie jest półdupkiem. Udany związek nie składa się z dwóch połówek, tylko z dwóch jedności. Nie jestem żadną połówką! Ani ona nie jest żadną połówką! I dzięki temu możemy tworzyć udaną całość większą. No dobra, bo się rozproszyłem (przed czym ciągle przecież Cię ostrzegam...) Tak więc wiemy już, że współczucie oznacza, że stajesz się kołkiem - dołączasz do chóru i śpiewasz jak on. Jest przecież jeszcze litość. "Nachylić się nad kimś w litości". Właśnie - dla mnie litość oznacza poczucie wyższości. Uznanie tej drugiej osoby (czy osób) jako ofiary niezdolnej do podniesienia się, niezdolnej do samodzielnego działania i walki przeciwko czemuś lub o coś. Jest w litowaniu się jakaś forma sadystycznej władzy i wywyższania. Dla mnie, przynajmniej. Spójrzmy zatem jaka jest alternatywa. Dosłownie spójrzmy. J.K. Simmons w filmie "Whiplash" copyright Sony Pictures Worldwide Oto twarz empatii. Kto nie widział "Whiplash" - niech zobaczy. Najważniejszy film o relacji mentor-uczeń jaki znam (tak, tak, ważniejszy nawet niż stary "Karate Kid"!). Jaka jest różnica między empatią a współczuciem? Taka, że współczujący współczuje - a empatia oznacza rozumienie. NIE oznacza, że solidaryzujesz się emocjonalnie. Rozumiesz co ten ktoś przeżywa, być może dlatego, że sam "tam byłeś", być może dlatego, że wygrzebałeś się z podobnego lub większego gówna i wiesz, że możesz być pomocny. Nie poprzez zamienienie się w bezwartościową z punktu widzenia pomocy galaretę - tylko poprzez zmotywowanie / zainspirowanie tego kogoś do pozytywnego działania. Zanim wyjaśnię to dalej, dwa ważne elementy. Pierwszym jest to, o czym wielokrotnie już pisałem - czyli kwestia tego, na co zwracasz uwagę. Generalnie, każdy słyszał to już do zarzygania - to na co zwracasz uwagę narasta. Cokolwiek teoretyk wymyśli, praktyk udowodni Szukasz spisków, układów, sznurków i rąk za nie pociągających - znajdziesz. Na bank znajdziesz. Koncentrujesz się na tym, dlaczego się nie da? To się dowiesz - obficie - dlaczego się nie da. Koncentrujesz się na tym co DA się zrobić - znajdziesz rozwiązania lub chociaż spróbujesz. Nie chcę uderzać w górnolotny ton, ale faktycznie jest w życiu coś magicznego - bo Twój umysł je w jakiś stopniu generuje. Tak więc mamy kwestie tego, na co zwracasz uwagę. Na coś, co może dać pozytywny wynik (rozwiązanie lub coś twórczego) lub rozpraszasz się na wszystko pozostałe. Drugi element. Kwestia obowiązku. Mówiąc inaczej - poczucie misji, zadania. To co dla jednych jest opcja, wyborem, luźnym zobowiązaniem czy nawet koszmarem, dla innych (nielicznych dodajmy) jest obowiązkiem. Weźmy mój ukochany temat - diety. 95% ludzi nie osiągnie celu lub nie utrzyma wagi. Dlaczego? Dlatego, że nie traktują tego jako swojego pieprzonego obowiązku! Dla nich to zachcianka, kwestia "wolnej woli" i tym podobnych metafizycznych gówien. Dlaczego ja schudłem i dlaczego dalej zmniejszam poziom tkanki tłuszczowej w tym samym czasie zwiększając ilość masy mięśniowej? Bo to dla mnie obowiązek. To mój moralny obowiązek, by osiągnąć PEŁNIĘ POTENCJAŁU - również w tej kwestii. Kompulsja. Misja.

The AI-powered Podcast Player

Save insights by tapping your headphones, chat with episodes, discover the best highlights - and more!
App store bannerPlay store banner
Get the app